W tym roku (podobnie jak i w ubiegłym) zaplanowaliśmy z żoną nasze wakacje na Ukrainie. Chcieliśmy jednak tym razem połączyć przyjemne z pożytecznym, tzn. spędzić jeden tydzień na plaży nad Morzem Czarnym w Odessie, a drugi poświęcić na zwiedzanie interesujących miejsc w drodze do Odessy, jak i z powrotem (ze starożytnym Kijowem włącznie). Siadamy więc nad mapą i planujemy nasze noclegi (w celu rezerwacji hoteli z wyprzedzeniem). Pierwszy nocleg w Krzemieńcu w hotelu „Старе місто”; kolejne trzy noclegi w Kijowie -prywatne mieszkanie na wynajem przy ulicy Kościelna 6; później sześć noclegów w Odessie w hotelu „Vela Rosse” i na koniec dwa noclegi w Berdyczowie w hotelu „Deja Vu”. Aby nie zanudzać za bardzo ewentualnych czytelników mojego blogu (świadomych czy przypadkowych) postanowiłem moje sprawozdanie z tego co widzieliśmy, podzielić na kilka odcinków. Pierwszy z nich obejmujący dwa pierwsze dni zatytułowałem „Droga na Kijów”.
Skoro blady świt (4:00) wyruszamy w drogę, bo chcemy jak najwcześniej być w Krzemieńcu – rodzinnym mieście Juliusza Słowackiego. Wprawdzie byliśmy tam w ubiegłym roku, jednak nie wszystko udało nam się dokładnie obejrzeć. Do Krzemieńca mamy 540 kilometrów, to na jakieś 7,5 godziny+ 2 godziny na granicy + 1 godzina na zmianę strefy czasowej + 0,5 godziny na Ławrę Poczajowską …. będziemy w Krzemieńcu ok. 15:00. Najszybciej tam dostaniemy się przez przejście w Dorohusku (później przez Łuck, Dubno), my zamierzamy jednak jechać dłuższą drogą, przez przejście w Hrebennem. Meldujemy się na nim po 5 godzinach od wyjazdu (jest 9:00). Na przejściu dwugodzinne oczekiwanie (ach, kiedy wreszcie przyjmiemy Ukrainę do strefy Schengen) i przesuwamy wskazówki zegara na kokpicie Aveny o godzinę do przodu (mamy 12:00). Od granicy do Krzemieńca mamy ok. 200 km. Z granicy kierujemy się drogą E372 na Lwów, przed samym Lwowem kierujemy się na E40 i jedziemy w kierunku Brodów. Droga dobra, jedziemy w kolumnie (ok. 120km/h) i nagle niespodzianka – zza rogu wyskakuje ukraiński policjant i macha do nas przyjaźnie radarem (dziwny zwyczaj – wyciąganie piątego auta z kolumny samochodów jadących z tą samą prędkością) – za chwilę ubożsi o 200 hrywien jedziemy dalej. W ostatnim czasie, ukraińska policja drogowa została wyposażona w 300 nowych Toyot Prius (dar rządu japońskiego za podpisanie przez rząd ukraiński Protokołu z Kioto). Po prawej stronie widzimy na wzgórzu Zamek w Olesku (miejsce urodzenia króla Jana Sobieskiego), a za chwilę Pałac Koniecpolskich w Podhorcach. Tuż za Brodami (w Radziwiłłowie), przy posterunku ДАІ (Державна Автомобільна Інспекція) skręcamy w drogę P26 (P – jak podrzędna). Na Ukrainie pozostał postsowiecki relikt w postaci posterunków ДАІ, które są zlokalizowane głównie na rogatkach większych miast lub przy skrzyżowaniach ważniejszych dróg. Przemieszczamy się drogą P26 ok. 25 kilometrów, gdy z oddali wyłaniają się złociste wieże Ławry Poczajowskiej – drugiego co do ważności prawosławny klasztor na Ukrainie (po kijowskiej Ławrze Peczerskiej). Zajeżdżamy tutaj na wyraźne żądanie moje żony. Byliśmy tutaj w ubiegłym roku i tak się jej tu spodobało, że już przed miesiącem wyposażyła się w długą spódnicę i chustę na głowę – niezbędne do wejścia do ławry kobiece akcesoria.
Klasztor za czasów I Rzeczypospolitej należał do unickich bazylianów. W roku 1831, za poparcie i udział unickich mnichów w Powstaniu Listopadowym, został przekazany mnichom prawosławnym. Głównym fundatorem klasztoru był starosta kaniowski Mikołaj Bazyli Potocki. Barwna postać, która przeszła bardzo głęboką metamorfozę od warchoła do tutejszego mnicha. Jego bogate dzieje były źródłem licznych inspiracji literackich: Seweryn Goszczyński „Zamek kaniowski”; Henryk Rzewuski „Zamek kaniowski”; Józef Ignacy Kraszewski „Pan starosta kaniowski”; Michał Grabowski „Pan starosta kaniowski”. Do zabawnych wyczynów starosty kaniowskiego należały m.in. „Polowania na kukawki”. Kazał on wiejskim dziewczynom włazić na drzewa i kukać, a sam w tym czasie, wraz z współtowarzyszami zabawy, strzelał do tych kukawek z soli. Śmieszne co?
Jedziemy dalej P26 i po 25 km i 25 minutach dojeżdżamy do upragnionego Krzemieńca. Nad miastem króluje Góra Bony z ruinami Zamku Królowej Bony. My się meldujemy w hotelu „Старе місто”ulokowanym u podnóża tej góry.
Spacer po Krzemieńcu.
Naprzeciwko naszego hotelu przy ulicy Szerokiej (obecnie Szewczenka 30) znajduje się kościół św. Stanisława Biskupa, wybudowany w latach 1853 – 1857.
Wewnątrz świątyni usytuowany jest pomnik Juliusza Słowackiego dłuta Wacława Szymanowskiego (twórcy pomnika Fryderyka Chopina w warszawskich Łazienkach). Pomnik z okazji setnej rocznicy urodzin poety (1909) miał być ustawiony przed budynkiem Liceum Krzemienieckiego. Taka lokalizacją nie uzyskała jednak aprobaty carskich władz zaborczych. Pomnik został więc umieszczony w kościele św. Stanisława. Na pomniku napis: „Juliusz Słowacki ur. w Krzemieńcu w 1809 r, zm. w Paryżu 1849 r.” oraz cytat z wiersza „Testament mój” – „Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei”.
Na ścianie przy pomniku znajduje się tablica poświęcona wieszczowi z napisem: D.O.M. – Pamięci Juliusza Słowackiego; urodzonego w Krzemieńcu dnia 23 sierpnia 1809 roku; zmarłego w Paryżu dnia 6 kwietnia 1849 roku; Krzemieńczanie 23 sierpnia 1939. Tablica ufundowana na miesiąc przed zajęciem Krzemieńca przez ruskich sowietów.
Kolejna tablica (w kuchcie) informuje: Kościół odnowiony w roku 1809 przy ks. Michale Bieleckim na pamiątkę setnej rocznicy urodzin Juljusza Słowackiego.
Kolejna tablica poświęcona jest pamięci pedagogów, pracowników i absolwentów Liceum Krzemienieckiego, rozstrzelanych przez Niemców pod Górą Krzyżową w Krzemieńcu w dniach 28-30 lipca 1941 roku. Lista osób do rozstrzelania była stworzona przez ukraińskich nacjonalistów,
Przy ulicy Słowackiego (obecnie Słowackiego 16), w zrekonstruowanym Dworku Słowackich, który w roku 1809 był wybudowany przez ojca Juliusza – Euzebiusza, znajduje się jedynie na świecie Muzeum Juliusza Słowackiego, http://mjsk.te.ua/pl . Muzeum zostało otwarte w roku 2004. Była to wspólna inicjatywa Polsko – Ukraińska.
Juliusz Słowacki (1809-1849) urodził się nie tutaj, a na przeciwko, w domu służbowym Teodora Januszewskiego – ojca matki Salomei, który pełnił funkcję zarządcy dóbr gimnazjalnych. Obecnie w tym miejscu stoi pamiątkowy kamień z napisem w dwóch językach: „Tutaj znajdował się dworek, w którym urodził się Juliusz Słowacki”.
W domu wybudowanym przez ojca Juliusz Słowacki mieszkał tylko dwa lata. Gdy w roku 1811 Euzebiusz Słowacki wygrywa konkurs na szefa Katedry Wymowy i Poezji na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie – dworek zostaje sprzedany, a Słowaccy przeprowadzają się do Wilna. Gdy, w 1814 roku Euzebiusz Słowacki umiera na gruźlicę, Salomea z małym Julkiem wraca do Krzemieńca i zamieszkuje w służbowym dworku wraz z rodzicami.
Przed muzeum na wysokim postumencie znajduje się popiersie naszego wieszcza. Dlaczego wieszcza – bo to właśnie Słowacki przewidział wybór Polaka na Tron Piotrowy: „Pośród niesnasków- Pan Bóg uderza / W ogromny dzwon, / Dla Słowiańskiego oto Papieża / Otwarty tron”.
Na ścianie muzeum znajdują się dwie tablice pamiątkowe.
Sala 1 – Krzemieniec – portrety dziadka i babki Juliusza (rodziców Salomei)
Salon 5 – Salon Salomei Słowackiej. Miejsce częstych spotkań profesorów Liceum Krzemienieckiego.
Po śmieci drugiego męża – Augusta Bécu, Salomea wraca ponownie do Krzemieńca. Tym razem zamieszkuje u przyjaciółki, w budynku, który obecnie już nie istnieje. Na jego miejscy (na roku Słowackiego i Drahomanowa) znajduje się pamiątkowy kamień z tablicą: „W budynku, który stał w tym miejscu, spędziła ostatnie lata swojego życia i zmarła Salomea Słowacka Bécu (1792 – 1855) – matka wielkiego polskiego poety Juliusza Słowackiego, muza jego twórczości poetyckiej”.
Wracając ulicą Słowackiego dochodzimy do ulicy Licealnej. Przy niej właśnie mieści się słynne Liceum Krzemienieckie. Szkoła ta została ulokowana w wybudowanym w latach 1731-1745 zespole klasztornym jezuitów. W centralnym punkcie zespołu znajduje się barokowy kościół śś. Ignacego Loyoli i Stanisława Kostki.
W kościele Liceum Krzemienieckiego w 1809 roku został ochrzczony Juliusz Słowacki (1809-1849) genialny polski poeta.
Liceum Krzemienieckie zostało założone w roku 1805 przez Tadeusza Czackiego (1765-1813), przy współudziale Hugona Kołłątaja (1750-1812).
Była to szkoła o bardzo wysokim poziomie nauczania. Najważniejszy ośrodek edukacji i kultury polskiej na Wołyniu. Szkoła działała w latach 1805-1832, gdy została rozwiązana w ramach represji carskich. Jej aktywa (zbiory biblioteczne, pomoce naukowe, zbiory botaniczne) oraz kadra nauczycielska zostały przeniesione do Kijowa, gdzie w 1833 roku utworzyły Uniwersytet Kijowski św. Włodzimierza, pierwszą ukraińską wyższą uczelnię. W roku 1922 z inicjatywy marszałka Józefa Piłsudskiego szkoła krzemieniecka została odtworzona i działała do wejścia sowietów we wrześniu 1939.
Krzemienieckie cmentarze. Tak w ubiegłym, jak i w tym roku do Krzemieńca udaliśmy się z trzema zniczami, bo zamierzaliśmy odwiedzić trzy groby. Pierwszy z nich znajduje się na Cmentarzu Tunickim, położonym na końcu ulicy Starego Detiuka. Odwiedzamy tu grób matki Juliusza Słowackiego Salomei z Januszewskich primo voto Słowackiej, secundo voto Becú, oraz jej rodziców. Nagrobek został niedawno odnowiony przez nasze ministerstwo kultury. Słowacki pisał do matki, że pragnął by tu spocząć … „czy na krzemienieckim cmentarzu pod śliwą babuni nie będzie mi spokojniej?
Dwa pozostałe groby znajdują się na Cmentarzu Polskim. Pierwszy z nich, to grób profesorów i wychowanków Liceum Krzemienieckiego, wymordowanych przez niemieckich nazistów na stokach Góry Krzyżowej.
Drugi, to położona na najwyższym punkcie Cmentarza Polskiego – Mogiła Nieznanego Żołnierza, w której pochowano prochy nieznanych polskich żołnierzy poległych w okolicach Krzemieńca w wojnie z bolszewikami (1919-1920).
Krzemieniec był tylko jednym z punktów naszej wycieczki, aczkolwiek bardzo ważnym. Musimy jechać dalej. Poprzez Kijów do Odessy. Z Krzemieńca do Kijowa mamy ponad 400 kilometrów.
W odległości ok. 250 kilometrów na wschód od pojałtańskiej granicy, tuż za miejscowością Korzec, do roku 1939 znajdowała się granica II Rzeczypospolitej. Do tego miejsca nasi dziadkowie mogli się przemieszczać bez wiz i paszportów. Chciałbym dożyć czasów, gdy będziemy w ramach strefy Schengen, mogli się swobodnie podróżować, dokładnie tak jak nasi przodkowie.